Dzień drugi naszej rowerowej imprezki, również nie nastrajał wesoło, od samego rana padało. Na nasze szczęście około godziny 11 przestało i mogliśmy wyruszyć w trasę. Tym razem również skorzystaliśmy z przeprawy promowej na trasie Nowodwory - Łomianki i od razu ruszyliśmy do Parku Kampinowskiego. W tym wpisie chciałbym skupić się na moich rowerowych odczuciach niż na samej trasie. Z opisem trasy można się zapoznać na blogu Adama. Po kilkuletniej przerwie w aktywnej jeździe na rowerze postanowiłem wrócić do jednego ze swoich ulubionych zajęć. Ogólnie jestem zadowolony ze swojej kondycji, chociaż od Adama i Marysi dzieli mnie przepaść. Z Bobka również jestem zadowolony, ale... Okazało się, że nie jestem w stanie wjechać na bardziej strome podjazdy. Co atakowałem jakiś ostrzejszy podjazd, to zawsze kończył się on glebą i jeszcze dostawałem opr od Marysi, że tarasuję jej drogę:) Przyczynę takiego stanu znajduję w dosyć słabej geometrii mojego roweru i mojej masie. Przy każdym stromym podjeździe miałem cholerny problem utrzymać przednie koło przy ziemi. Geometria Bobkowej ramy nie jest przystosowana do amortyzatora o tak długim skoku. Porównując geometrię do Adama czy Marysi roweru widać jak bardzo przednie koło jest wysunięte. Do tego dochodzi krótki zadarty mostek i stara sztyca z seatback-iem. Kolejnym problemem okazał się amor, w którym tłumienie wyzionęło ducha. Cóż myślę, że będą się szykowały zmiany.... ale szczegóły w następnych wpisach:)
Póki co parę zdjęć z wyprawy: Podjazd z moją glebą w tle po lewej:)
Gosia ewidentnie w swoim żywiole:)
Ja, niestety na padniętym amorku bez tłumienia:(
Chyba spokojnie możemy nazwać to zdjęcie "Wielka Trójca na Promie"
Nareszcie nadszedł długo wyczekiwany weekend majowy. Nie zważając na prognozy pogody oraz kłopoty z rozdysponowaniem psów, już w piątek wieczorem Marysia, Adam i Bąbel zalogowali się w moim kwadracie na Nowodworach. Plan był ambitny, mieliśmy maksymalnie wykorzystać sobotę i niedzielę na jeżdżenie po Kampinowskim Parku Narodowym. W sobotę rano zgarnęliśmy jeszcze Gosię i Michała z Pragi, i w zwartej grupie mieliśmy ruszać na podbój lasu. Wracając na Tarchomin już kropił deszcz, który po chwili przerodził się w pierwszorzędną ulewę. Utknęliśmy w moim mieszkanku i tylko co chwilę, ktoś podchodził do okna by puścić solidną wiązankę pod adresem matki natury i jej deszczowego kaprysu. Na szczęście ok. godziny 14 deszcz przestał padać i wyruszyliśmy na wyczekiwana wycieczkę. Udaliśmy się na wał przy Wiśle, by po chwili odnaleźć prom, który kursuję pomiędzy Nowodworami a Łomiankami. Zdecydowanie polecam uruchomiony przez ZTM środek transportu dla wszystkich z Białołęki, jest to idealny sposób by dostać się w rejon Puszczy Kampinowskiej. Głównym celem naszej wycieczki było Zapasowe Centrum Dowodzenia na wypadek wojny jądrowej, które znajduję się we wschodniej części Parku Kampinowskiego. Mając tylko współrzędne geograficzne zapisane w gpsie, po niewielkim wysiłku udało nam się dojechać do celu. W skład kompleksu wchodzi kilka zabudowań, budynek prawdopodobnie administracyjny, wyglądający jak moja podstawówka, spory podziemny garaż oraz 2 - poziomowy schron. Niestety nie mieliśmy ze sobą żadnej porządnej latarki, więc przy pomocy dwóch diod rowerowych zeszliśmy do schronu. Nie powiem dreszczyk emocji był i to spory:) Na pewno wybiorę się do tego schronu jeszcze raz, tym razem wyposażony w solidną latarkę. Niestety czas nas gonił i musieliśmy się kierować w stronę promu. Po drodze napotkaliśmy jeszcze całkiem sympatyczne "górki" i z zapewnieniem, że jutro wrócimy w to miejsce ruszyliśmy w stronę domu. Cała impreza zakończyła się piwkiem i kiełbaską w pubie "Przystanek Tarchomin".
"Lekko" znudzony Adam czeka na poprawę pogody
Ekipa w pełnym składzie
W swoim żywiole
Tak prawdopodobnie wyglądałby świat w czasie wybuchu atomowego z perspektywy schronu